Na samym początku nowego 2018 roku ukazał się nowy projekt zmian w przepisach o przedawnieniu. Podobnie, jak ostatni, nie wprowadza on powszechnie oczekiwanej zasady badania przez sąd przedawnienia roszczenia z urzędu.
Projekt proponuje w tym zakresie jedynie półśrodek w postaci artykułu 117 § 21 kodeksu cywilnego w brzmieniu:
Po upływie terminu przedawnienia nie można domagać się zaspokojenia roszczenia przysługującego przeciwko konsumentowi.
Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości w tej kwestii, w uzasadnieniu projektu nowelizacji czytamy: „Należy też zaznaczyć, że stosowanie przez sąd omawianej normy prawa materialnego (zawartej w projektowanym art. 117 a ust. 1), nie może być utożsamiane z prowadzeniem przez sąd „z urzędu” postępowania dowodowego w procesie cywilnym (…)”
Co to wszystko oznacza w praktyce? Ano tyle, że sąd będzie miał obowiązek oddalenia powództwa lecz tylko w przypadku, gdy z akt sprawy będzie wynikać, że roszczenie uległo już przedawnieniu. Pominięto fakt, że w 99% z pozwów kierowanych do sądów przez banki i fundusze sekurytyzacyjne upływ terminu przedawnienia nie wynika. Pozwy konstruowane są tak, że nie ujawniają dokładnej daty wymagalności roszczenia, co z kolei uniemożliwia obliczenie terminu przedawnienia. W takiej sytuacji to i tak na dłużniku będzie ciążył obowiązek udowodnienia, że do takiego przedawnienia doszło.
Podsumowując – jeśli z pozwu wprost nie będzie wynikać upływ terminu przedawnienia, a dłużnik nie złoży sprzeciwu albo nie odpowie na pozew, to przegra sprawę – sąd nie będzie badał przedawnienia z urzędu.
Trzeba interweniować…